• Kategoria: News
  • Odsłony: 1882

Mamy o mamach i dla mam

Macierzyństwo, wiadomo, to wyzwanie. Nieprzespane noce, lęk o zdrowie dziecka, staranność w wychowaniu – to codzienność matek. Dobrze, gdy mają wsparcie w innych matkach. Takie daje Stowarzyszenie Mama w Mieście Koszalin. Obchodzony w Polsce 26 maja Dzień Matki to okazja, aby pokazać jego działania na rzecz mam.

Stowarzyszenie powstało po to, aby walczyć o poprawę warunków mam, których dzieci były leczone w naszym szpitalu wojewódzkim. Jedna mama poskarżyła się w mediach, że musi spać na podłodze, bo nie ma tam ani foteli, ani leżaków. Taki pojedynczy głos niewiele znaczy, dlatego panie założyły organizację, aby działać na rzecz mam i dzieci. Stowarzyszenie napisało prośbę do marszałka województwa, który jest organem nadzorującym szpital, nie tylko o poprawę warunków przebywania mam na oddziale dziecięcym, ale także o remont samego budynku. Pod petycją w tej sprawie podpisało się ponad 3,5 tysiąca osób. W końcu szpital zebrał niezbędne fundusze i modernizacja pawilonu dziecięcego właśnie dobiega końca.

– Jako stowarzyszenie mamy większą silę przebicia, możemy wysyłać oficjalne pytania, a instytucje czy urzędy muszą nam na nie odpowiedzieć – wyjaśnia Aleksandra Kowalska, prezes stowarzyszenia, mama czterech córek, z których najstarsza studiuje, a najmłodsza ma rok. – Zgłosiliśmy też do budżetu obywatelskiego pomysł na badania przesiewowe dla dzieci. W ciągu sześciu lat działalności pomogłyśmy około tysiącu mamom. Mamy dużo pracy, bo nie tylko przyjmujemy i wydajemy ubrania czy niezbędny sprzęt dla dzieci, ale organizujemy różne wydarzenia, takie jak bale dla dzieci. Niestety, z powodu pandemii nie zrobiłyśmy ich ani w zeszłym roku, ani w obecnym. 

„Moja siostra nigdy nie miała lalki”

– Zaczynałyśmy od pomocy mamom, które wychodziły ze szpitala ze swoimi noworodkami – wspomina Aleksandra Kowalska. – Dawałyśmy im pełną wyprawkę. Po tych sześciu latach nadal to robimy, ale pomagamy też mamom ze starszymi dziećmi. Potrzeby nadal są duże. Wiele mam nie prosi o pomoc opiekę społeczną, nie korzysta ze wsparcia instytucji, bo się zwyczajnie wstydzi. Dobrze, że mogą przyjść do nas. My nie pytamy o zaświadczenie o dochodach, ale po prostu pomagamy. Dlatego wiemy, jak wygląda prawdziwa bieda. Raz przyszła pewna mama po mleko dla dziecka. Mieliśmy tylko takie dla starszych dzieci, ale ona wzięła, bo przyznała, że inaczej tego dziecka po prostu nie będzie miała czym nakarmić. Przyszła też do nas dziewczynka, mieszkająca w okolicy. Widać było, że pochodzi z ubogiej rodziny. Wręczyła nam 10 zł z prośbą o lalkę z wózkiem dla swojej młodszej siostry, bo ona nigdy nie miała takiej zabawki… Serce nam się krajało na ten widok. Daliśmy jej lalkę, ale bez wózka, bo akurat nie mieliśmy w sztabie. Poprosiliśmy, aby przyszła za kilka tygodni, bo może do tego czasu ktoś nam taki wózek przyniesie. Oczywiście, nie wzięłyśmy pieniędzy, bo nigdy tego nie robimy. Dziewczynka nie mogła uwierzyć, że dostała lalkę dla siostry za darmo.

Dostaną za darmo, a potem sprzedają

Panie ze stowarzyszenia za to nieraz dawały mamom pieniądze na taksówkę, aby te nie musiały wracać do domu z kilkoma paczkami ubrań. Zwłaszcza gdy były w ciąży.
Ale są też osoby, które otrzymane ubranka dla dzieci wystawiają na portalach aukcyjnych czy z ogłoszeniami, chcąc na nich zarobić. Panie ze stowarzyszenia nauczyły się je wyłapywać, np. poprzez profile na portalach społecznościowych i ucinają pomoc dla nich.
Są mamy, które uważają, że organizacja ma wręcz obowiązek przekazać im rzeczy potrzebne dla dziecka.
– Jedna pani przyszła po dwóch miesiącach od dnia przekazania jej wózka dla dziecka z prośbą o kolejny – wspomina Aleksandra Kowalska. – Powiedziałyśmy, że przecież może sprzedać ten stary i kupić spacerówkę. Usłyszałyśmy, że owszem, ona może sprzedać tamten, ale ten drugi wózek też mamy jej dać. Dlatego stałyśmy się bardziej asertywne. Nie robimy stu rzeczy naraz, bo jesteśmy małym stowarzyszeniem, a nie wielką firmą. Działa tu niewiele ponad 20 osób. Większość z nas pracuje zawodowo. Ja do niedawna przebywałam na urlopie macierzyńskim. Czas, który poświęcamy działalności w stowarzyszeniu, to czas zabrany naszym rodzinom. Dlatego przed pandemią organizowałyśmy wyjazdy dla naszych członkiń, ich mężów i dzieci. To był czas integracji. Nie rozmawialiśmy wtedy o sprawach organizacji. Po prostu spędzaliśmy wolne chwile ze sobą.

Uczą się empatii i bycia dobrym

W obecnej siedzibie, w samym centrum miasta, stowarzyszenie działa od prawie dwóch lat. Pomieszczenia wynajmuje od Zarządu Budynków Mieszkalnych, który pobiera od organizacji
czynsz na preferencyjnych warunkach. Zanim mamy zaczęły działać w tym miejscu, musiały, z pomocą swoich mężów wykonać generalny remont, bo pomieszczenia były zniszczone po zalaniu, które dotknęło centrum miasta kilka lat temu. W umeblowaniu pomogły różne firmy, a także osoby prywatne, przyczyniając się do wsparcia mam, dla których ważna jest pomoc innym mamom.
– Pomagając im, pomagamy też sobie – przyznaje Katarzyna Jagiełło, współzałożycielka stowarzyszenia. – Nasze dzieci widzą to, co robimy, przychodząc z nami do sztabu. Biorą też udział w zbiórkach, które organizujemy jako wolontariuszki Banku Żywności. W ten sposób uczą się empatii, myślenia o drugim człowieku. Wychowują się w kulturze pomagania, w kulturze dobroci dla innych. Dla nich jest to oczywiste, że nie odmawia się pomocy drugiemu człowiekowi. One są z nami w stowarzyszeniu niemal od… urodzenia. Przecież przychodziłyśmy z naszymi dziećmi, gdy jeszcze jeździły w wózkach. My też mamy z kim wymienić się doświadczeniami, a przy okazji zyskujemy koleżanki, a nawet przyjaciółki. Spotykamy się też towarzysko, aby pogadać o czymś innym, niż dzieci, rodzina. Odrywamy się od rzeczywistości.

Jedni dają, drudzy biorą

Ledwo wybiła godzina otwarcia sztabu pomocowego, a w drzwiach siedziby stowarzyszenia pojawiają się pierwsze osoby. Mają w ręku wielkie worki, pełne ubrań dla dzieci i dorosłych. Przynoszą też wózki, wanienki, rowerki, zabawki, pościel, ręczniki. Wolontariuszki stowarzyszenia biorą wszystko, dziękują, a potem siadają przy stole i segregują otrzymane dary. Tu na pewno nic się nie zmarnuje. Jeśli nie przekażą je innym mamom, rzeczy te trafią do instytucji, które też pomagają materialnie, takich jak Polski Czerwony Krzyż czy Fundacja Zastopuj, prowadząca Dom Ojca. Tam trafiają m.in. ubrania dla panów.
Ale czasu na pracę w dniu dyżuru w sztabie jest mało, bo w ślad za darczyńcami przychodzą panie, które potrzebują ubrań czy butów dla swoich pociech. Mamy ze stowarzyszenia pomagają znaleźć odpowiedni rozmiar.

Czas zamiast sesji fotograficznej

Mimo spadku prestiżu macierzyństwa Dzień Matki nadal jest obchodzony w wielu krajach. Często to tylko pretekst dla handlowców do sprzedaży swoich produktów. Ale nie kwiaty, wyjazd do spa czy droga sesja zdjęciowa są najważniejsze w tym dniu.
– Dobrze, że są święta, podkreślające relacje międzyludzkie, bo to one są najważniejsze – zaznacza Aleksandra Kowalska. – Nie trzeba wydawać pieniędzy na drogie prezenty. Dzieciom potrzebna jest przede wszystkim fizyczna obecność, wspólne przebywanie z bliskimi. Dzień Matki spędzę oczywiście w pracy, potem – dyżur w sztabie, bo to będzie środa, a wieczorem zabiorę córki na lody. Wcześniej na pewno dostanę od nich laurki, a córka, która uczy się w szkole muzycznej, zagra coś na flecie specjalnie dla mnie. Kiedy sama byłam dzieckiem, nie przypuszczałam, że będę miała czwórkę dzieci. Planowaliśmy z mężem dwójkę. A tu proszę! Szok i niedowierzanie, zwłaszcza przy tej najmłodszej, Basi – śmieje się. – Na pewno, jeśli chodzi o wychowanie dzieci, jestem mądrzejsza po urodzeniu czwartego dziecka niż byłam prawie ćwierć wieku temu, ale i tak nie wiem wszystkiego. Każde moje dziecko jest inne, a i ja się zmieniłam przez te lata. Zmieniły się też warunki materialne i sposób spędzania wolnego czasu. Kiedy urodziłam pierwszą córkę, pieluchy jednorazowe były rzadkością, wręcz luksusem. Dzisiaj nie wyobrażam sobie używania tetrowych. Natalia, mając kilka lat, siedziała z nosem w książkach, a nie w tablecie czy smartfionie. I jest tego efekt: wybrała studia filologiczne. Czyta tylko książki papierowe, nie uznaje ebooków. Młodsze córki już za lektura nie przepadają. Każda ma inne talenty. Jedna językowe, druga sportowe, trzecia muzyczne.
Co znaczy być dobrą mamą według prezes Stowarzyszenia Mama w Mieście Koszalin?
– Dobra mama jest wyrozumiała, ma zawsze czas dla dzieci, nie krzyczy na nie, potrafi wszystko wytłumaczyć, zawsze jest gotowa pomagać dzieciom, a do tego jest pełna energii – wylicza Aleksandra Kowalska. – Ale tak naprawdę to mama idealna, która nie istnieje. Najważniejsze, aby mama miała dla dziecka czas i potrafiła do niego dotrzeć. Aby umiała być także przyjaciele i kumplem.

Ewa Marczak

Fot. Magda Pater

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.