- Alicja Tułnowska
- Kategoria: News
- Odsłony: 2761
Morderstwo z zimną krwią?
Do dramatycznych zdarzeń doszło w jednym z bloków przy ul. Staszica. W nocy z niedzieli na poniedziałek sąsiedzi wzywali służby, żeby udzieliły pomocy rannemu mężczyźnie. Rzeczywistość okazała się dużo bardziej tragiczna. Policja ujawniła w mieszkaniu zwłoki właściciela.
Jak opowiada jedna z sąsiadek, tuż przed pierwszą w nocy obudził ją rumor i krzyki, dobiegające z klatki schodowej. – Usłyszałam wołanie „Ratunku!” – opowiada. Do jej drzwi zapukał zakrwawiony mężczyzna. – Nie znałam tego człowieka, dlatego nie otworzyłam – mówiła. – Poprosił o wezwanie pogotowia i policji, i to zrobiłam. Funkcjonariusze przyjechali bardzo szybko.
Wcześniej nic nie zapowiadało tragedii, z mieszkania sąsiada nie dobiegały niepokojące sygnały. – Jeśli tam trwała impreza, to jej uczestnicy byli bardzo cicho – mówiła sąsiadka. – Inaczej bym ich usłyszała, bo uczyłam się przy wyłączonym telewizorze.
Policjanci do mieszkania weszli przez balkon, napastnika w nim nie było, nie było także właściciela lokalu. – Znaliśmy się, wielokrotnie rozmawialiśmy. Wiem, że pomieszkiwał tam od kilku miesięcy jego nowy partner – mówiła sąsiadka. – Nie było awantur, głośnego zachowania, normalne sąsiedztwo. Fakt, rano w niedzielę słychać było odgłosy przesuwania czegoś ciężkiego, myślałam, że to meble, słychać było też stuknięcie, jakby ktoś przewrócił krzesło, ale to są odgłosy, które słyszy się mieszkając w bloku, dlatego mnie nie zaniepokoiły – wspominała.
Jak się okazało, w niedomkniętej szafie policjanci ujawnili zwłoki. To był Jan P., właściciel mieszkania. Na miejsce tragedii przyjechali kryminalni i prokurator.